Najnowsze wpisy, strona 13


53 wpis
23 października 2018, 18:04

Nosi mnie!

Cztery dni minęły od naszego spotkania a ja mam wrażenie, że to z dwa tygodnie. NIe mam pojęcia jak się to dzieje... może dlatego, że tyle pracy i przez te dni miałam mało czasu na chwilę relaksu z zamknietymi oczami, wtedy moja podświadomość włącza mi obrazy. A one sa piękne, czasem spokojne a czasem... szalone... takie jak my, bo to my, nasze splecione dłonie, Twoje uda, mierzenie stóp, zdenerwowane oczy na początku, gdy palcem wodzisz po moich ustach i mówisz, ze mam łuk amora i  że Ty też masz, gdy odgarniasz mi grzywkę bo widzieć moje oczy, gdy leżymy i oglądamy śmieszne filmiki, moje śpiewy pod prysznicem, których mam nadzieję nie słyszysz, nasze dyskusje o wszystkim, Twoję minę gdy.... . To widzę gdy zamykam oczy... i duzo więcej. Wyobraź sobie jak często będę miała oczy zamknięte podczas wakacji, bedziesz miał wypieki na twarzy w pracy albo czkawkę. Nawet nie wiesz jak mnie cieszy, ze potrafimy rozmawiać, pomimo odmiennych poglądów politycznych i nie tylko ich.  Plaza, basen, ocean, wulkany... wsżedzie tam bedziesz ze mną, w mojej duszy.... w sercu. " Ocean jest nasz". Ale mnie wzięło... chyba przez pogodę... wieje strasznie, jak w kieleckiem i deszcz zacina w moje świeżo umyte okna i szaro i buro i chmury ciężkie a ja myślami w raju, w rajach... z Tobą i na wyspie. Przywiozę Ci kawałek lawy aby kamień nie czuł się samotny. Trzeba dbać o duszę kamienia, żeby mu się oczka błyszczały w łączniku. Ha ha ha jak bedę miała problem z prezentem dla Ciebie to mam sposób, jak w Misiu, gdy Ochódzki daje sklepikarzowi w Londynie kamienie z Częstochowy,  zawsze mogę jakąś historyjkę wymyślić. A Ty za jakiś czas bedziesz miał całą szufladę kamlotów ale nie będziesz się nudzić- zawsze będziesz mógł zrobić analizę kamienia, strukturę i  teksturę. Widzisz jak o Ciebie dbam i ser Ci wożę i ciasto Twojego przepisu, się ciesz że masła nie przywiozłam albo białej kiełbasy, którą tez robię... kurde i salceson pod płaszczem... zamiast podwiązek. No i mam głupawkę. Podobno przez żołądek do serca mężczyzny ale czy facet szuka u kochanki pierogów  no ale gdyby w międzyczasie podała pierogi z jagodami własnego wyrobu to byłby szał. Kurcze, ja nie obraziłabym się gdyby mi kochanek podał lody czekoladowe z kawałkami czekolady e tam ... wolę jak dmucha na moje plecy albo biega palcami po kręgosłupie szukając fajnych miejsc... oddam za to lody :). Mam cudownego kochanka i wyrozumiałego. :)))

 Całuję Cię mocno, mocno w ten paskudny dzień.

52 wpis
21 października 2018, 23:54

Dom?

nie lubię sterylnych domów, nie lubię domów jak z katalogu, cały mój dom to ja, moje ksiązki, moje kolory, moje łózko, moje kwiaty, moje okna bez firan, moje wszędobylskie lampy, moje suche lawendy i hortensje, moja garderoba z pralnią i suszarnia mojego pomysłu, przedpokój ze stołem, witrażowa lampa kupiona na pchlim targu i cholera, co z tego, dom to ludzie w nim mieszkający, to gotowanie, to jedzenie, to rozmowy, to że chce sie wracać... mi się nie chciało. Młoda zamkneła się w swoim pokoju, pan legł na kanapie i nie miał siły sprzatnąć papierów ze stołu, ja teraz siedzę w swojej sypialni, napracowana, obejrzałam jakiś serial i chce mi sie płakać. Dobrze, ze za kilka dni wyjeżdzam. Nie chcę tu być, każdy w swoim kącie a ja tak nie umiem. Tam chociaz miełam sie do kogo odezwać, miałam gdzie iść, na co popatrzeć, zachwycić się. Nie wiem jak ludzie mogą całe życie przeżyć w bloku, straszna perspektywa. Najbardziej żal mi dzieci z miasta, z blokowiska... wakacje w bloku, przy śmietniku albo na ławce pod blokiem. A tam, pieprze głupoty, chyba ze zmęczenia albo zeby zagłuszyć to co czuję. Dzis byłam zapracowana, od rana, nowi klienci ... jeden nawet z bardzo daleka, pakowanie, szukanie kota bo wyczuł , że cos się święci i że koniec wolności, wypakowywanie tego co przed chwilą spakowałam, wniesienie itd... nie miałam czasu myśleć a i tak zerkalam na telefon, dziś niedziela, nie chciałam przeszkadzać więc nie pisałam. Ale przez to, ze nie pisałam wymyśliłam coś, wydaje mi się, że coś genialnego, związanego ze spelnianiem marzeń lecz nie bedę tego opisywać, to trzeba przegadać:) Jesli będziesz to jutro czytał napewno Cię to zaintryguje, zaciekawi, może się uda, może nie. Jestem dobrej myśli, jak zawsze optymistka. 

Idę pod prysznic i spać a gdy zamkne oczy widzę.... zgadnij co widzę! Kogo widzę? W jakim anturażu? W życiu nie zgadniesz! 

 

51 wpis
20 października 2018, 22:56

Ostatni dzień w moim domku

ostatni dzień i ostatnia noc.... w moim miejscu na ziemi, czas wracać do blokowiska. Na szczęście widok z salonu jest niczym nie zakłócony... bloki daleko, z okien widzę park i brzozę... ale ona nie dorównuje pięknem moim brzozom, które kilkanascie lat temu z uporem sadziłyśmy z moją mamą. Teraz są piękne.., złote, delikatne, najdrobniejszy wiaterek odbija sie w ich listkach powodując ich drżnie. Będzie  mi ich brakować.... bedzie mi brakować krzyku gęsi łączących sie w klucze, moich obchodów zaczynając od domu, przez pomosty, omijając trzciny szumiące, głaskania kasztanowca, oglądania lip przyciętych, zrywania lawendy, szumu wiatru, zapachu wody, przeplatania bluszczu w  płot, zimnej rosy rano, zapachu pokostu na pomoście. Kocham to miejsce, każdą roślinkę , moje róże przy altanie, które rosną jak chcą a gdy kwitna pachną obłędnie. Będzie mi brakować ciszy, spokoju i białej czapli, która odleciała i mam nadzieję że wróci. Ciekawa historia z nią, zadomowiła się w sierpniu w moich trzcinach, wykorzystała na schronienie lukę w nich, przychodziła mpod pomost, tu gdzie bobry mają domki, lub wskakiwała na pomost i wygrzewała się w słońcu razem z kaczkami. Nigdy tu białej czapli nie było... może też wybrała to miejsce ... jak kiedyś ja. Może wróci tak jak ja wracam.  Graby i jarząby zrzuciły już czerwone liście, jutro trzeba grabić a szkoda bo jest pięknie, kocham te kolory, złote brzozy, szare wierzby, czerwone graby i moje czerwone dęby, hodowane z żołędzi zbieranych w Holandii z trawnika znajomych, brązowe pałki wodne. Ciężka będzie ta zima w domu... nie ciągnię mnie tam wcale, o tej porze już zawsze tam byłam i zaczynałam nadrabiać zaległości towarzyskie, kulturalne. Zaczynałam sezon teatralno- kinowo- filharmoniowy. A w tym roku..... już zaczęly się telefony... kiedy będziesz? no jeszcze tam siedzisz? nie zimno wam? Mam jakieś przeczucia, jakieś cos z tyłu głowy... ciężko mi to wytłumaczyć, nie wiem ale coś mnie tu trzyma. Poza tym, tu mam gdzie się schować gdy dzwoni telefon ... gdy dzwonisz, dzis wyszłam z domu i stałam w klatce, co chwilę ktoś przechodził, uśmiechał się , witał a ja myslami daleko, w innym świecie. Własnie, dobre określenie, gdy jestem z Tobą w "naszej stadninie" to jakby był inny, tylko nasz świat, wtedy nic sie nie liczy tylko my i bardzo, bardzo, bardzo mi to odpowiada. Pokusiłam się aby zastanawiać się jakby to było gdybyśmy byli razem cały czas... nie wytrzymalibyśmy ze sobą... ja nie wytrzymałabym. Ty musisz mieć kobietę czekającą, która znosi to, że cały dzień nie ma Cie w domu, bo praca... nie zniosłabym tego bo mnie gna wciąż gdzieś, mnie nosi, chcę coś robić, z kimś gadać wciąż a Ty potrzebujesz w domu wyciszenia, seriali, spokoju. Ze mną spokój? Nie da rady .... czasem tylko mnie ciągnie pod koc.... ale to musi mnie przypilić. Mamy idealne rozwiązanie... spotkania od - do. Ale muszę przyznac, że  trzy godziny to zdecydowanie za mało ... choć lepiej mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu. I bardzo doceniam, ze znalazłeś czas w tym gorącym okresie, nawet nie wiesz jak bardzo. Przez najbliższe dni będę chodzić ponura, bo wciąż myślę, jeszcze czuje Twój zapach, czuje dotyk, czuję Twój oddech na skórze, za chwile mi troche przejdzie... wakacje się zbliżaja wielkimi krokami, muszę walutę zakupić, spakowac walizki, wymienić dwa telefony, pomyć okna przed wyjazdem, doprowadzić dom do stanu używalności... pracowity tydzień... troche ochłonę,mam zajęcie ale dziś mnie trzymało i jutro też będzie.... potem będę czekac za telefonem kiedy będzie szansa ... kiedy znów będziesz musiał jechac do szpitala.

A najśmieszniejsze jest to, że gdy już jesteśmy razem, ekscytacja sięga zenitu przez pierwszą godzinę a potem już myślę, że za chwilę trzeba będzie się rozstać i zaczynam tęsknić już wtedy.

8 dni do wyjazdu.... 

 

50 wpis
19 października 2018, 23:28

Czy kocham?!

Nie wiem.... nie mam pojęcia.... nie wiem czy dziś skłamałam, czy powiedziałam prawdę... nie mam pojęcia... czy to tylko moment uniesienia, błogości, wzruszenia. Dziś Tobie zaserwowałam chwilę nerwów i zwątpienia... napewno się to nie powtórzy... zrobiłam to nie swiadomie, nie specjalnie, nie miałam wyjścia... tak bardzo chciałam abyśmy sie spotkali... wybrałam najmniej niebezpieczną opcję. Niestety, odebrałeś to opacznie ... na szczęście wszystko skończyło się dobrze. hmmm... na miesiąc rozłąka... nie wiem czy to dobrze... teraz tęsknię aż boli... jestem wdzięczna ze znalazłeś lukę w napiętym grafiku.., ale wiem, ze też tęskniłeś i nic nie chcę więcej... zastanowiłam się, przemyślałam... nie ma innej opcji... od - do... musi wystarczyć. Za dwa dni wracam do domu... może będzie łatwiej, tam nie ma miejsc które mi się kojarzą,  nie ma pomostu, widoku, ogniska. Tam jest tylko mój świat. I już tęsknię za nim.... przyszedł już czas powrotu... przedłużałam ten moment dość długo, bo i pogoda super,  bo masa pracy.... ale już czas. W domu bedzie mi łatwie przetrwać z tym, że myślę, że tęsknię, że wspominam ale czy to jest miłość.... za cholere nie wiem. Przez całe moje życie nie nadużywałam tego słowa.... tylko córce wciąz to powtarzam....dziś pierwszy raz Tobie... i gdy czekałam , sama w naszym pokoju, gdy pojechałeś.... miałam czas by pomysleć, ochłonąć... patrzyłam na nasze łózko... jeszcze ciepłe, pachnące nami i było mi tak ... jakoś, rozsiadłam się na krzesle, połozyłam nogi w moich extra szpilach na pościeli i myślałam.. o nas, w głowie robiłam listę na tak i na nie... nie moge Ci powiedzieć jaki był wynik... domyślisz się... albo wiesz , w głębi serca, czujesz... teraz dłuższa przerwa w spotkaniach... w kochaniu... praca, urlop, Twoje sprawy... czas płynie i nadejdzie czas spotkania.... juz o nim marzę. Dziękuję Ci, ze było tak cudownie dzisiaj... dałeś mi dziś ogromną dawkę pozytywnej energii, siły i wiem , ze wiele marzeń się nie spełni ale te zwykłe, małe napewno. MOże kiedyś przyjdzie czas, ze bez zastanwienia, bez zwatpienia bedę mogła Ci powiedzieć że Cię kocham... teraz mam fioła  na twoim punkcie... czy to miłość? MOże... nie mam pojęcia... mam nadzieję, ze przyjdzie czas... ze bedę pewna. 

Kamieniu... pilnuj  mi tego mojego Ułana... aby przez ten czas myslał o mnie... oczywiście tylko w wolnych chwilach.

 

Jezu ale plotę, wino własnej roboty działa!!!

49 wpis
16 października 2018, 06:02

Żołądkowe rozterki....

od zawsze wiem, że nie wchodzi się do restauracji w której nie ma ludzi. Wejść można... ale po zobaczeniu że pustki w salach trzeba zwiewać jak najdalej. Wczoraj nie zapaliła mi sie lampka czerwona i skorzystałam z usług gastronomicznych przybytku w którym pusto było i czysto a kelnerka, notabene moja koleżanka z lat szkolnych, siedziała znudzona i obgryzała paznokcie. Nawet to, że oczekiwanie na posiłek ok 30 min, nie dało mi do myslenia.... jakas przytłumiona byłam. Nie dało mi do myślenia, ze nie ma piwa z nalewaka... choc stały dwa ... a piwo zero, które piję, było tylko jedno... na wystawie i ciepłe. W końcu wjechała zimna zupa a za chwilę karkówka, z serem i z warzywami. Zupę mogłam przezyć no ale mięso.... musiała to byc parszywa świnia a jej karkówka musiała piec się na patelni o pół dnia za krótko. Jak można spieprzyć karkówkę?! Zjadlam kilka kawałeczków i poddałam się, byłam pełna dobrych chęci, chciałam dać jej szansę no ale nie dało się. Kelnerce powiedziałam , że kucharzowi nie poszło albo ma zły dzień albo mu sie nie chciało. Oddaliśmy dwie porcje. Rachunek 80 zł... padłam... zapłaciłam i juz mnie nikt tam nie zobaczy. Problem w tym wszystkim jest taki , że obolała jestem....żołądek chce wyskoczyć, głowa chce explodować... ilośc wypitych herbat nie zliczona, czarna, zielona z miętą, mięta z ogródka ii nic. Siedzi we mnie ta radioaktywna świnia i wyleżć nie chce.

Zmiana tematu ... na przyjemniejszy... już za parę dni... za dni parę... wezmę plecak swój i gitarę.... pożegniania kilka słów... itd.... jeszcze dwa tygodnie i wyruszam... 9 dni urlopu....na moją wyspę... tam gdzie ryby z grila pachna i smakują oceanem a nie zamrażarką. Bardzo się cieszę, liczę dni, tęsknię za kalimą, za ptakami, palmami i przestrzenią. Jedno jest tylko maluteńkie ale..... jadę z osobami które kocham nad zycie ale to nie to o czym marzę.  Bo będę tam robić za kierowcę, organizatora czasu wolnego, tragarza, tłumacza.przewodnika.... bedę wszystkim a chciałabym aby ktoś się tym wszystkim zajął albo odciążył mnie. Żeby położył się ze mna na plaży i wspólnie naświetlał pośladki, aby trzymał mnie za rękę podczas spacerów wieczornych, aby  tulił podczas zachodu słońca... żeby czuł to co ja czuję patrząc na te wszystkie dziwy natury......marzenia ściętej głowy.

Kamieniu..... Ty wiesz co masz robić.....przypominam, bo przestałam czuć Twoją energię.... chyba przez obolały żołądek i głowę :))

Tęsknię strasznie!!