28 stycznia 2019, 09:21
Koniec ferii...
jak dobrze,wszystko wraca do normy, wczesne wstawanie, bo do szkoły trzeba zdarzyć, bo trzeba zrobić śniadanie co by latorośl nie szła głodna pobierać nauki, by zobaczyć w co się wystroiła i żeby z gołym pępkiem nie poszła do placówki oświatowej oraz żeby uczesała swe bujne owłosienie bo z tym jest problem i trzeba pilnowac aby nie zagnieździły się w ich owady skaczące. Wreszcie moge normalnie pracowac, tworząc swoje wiekopomne dzieła do urzedów wszelakich. Uff jak dobrze nawet kawa lepiej smakuje o 6 rano niż o 9 i dzień jest dłuższy choć brzydki jak cholera. Ha już koniec stycznia,luty zleci nastanie marzec ... który pyknie jak banka mydlana i czas pakować graty i czas przeprowadzki na łono natury. Kurcze odliczam dni. Z checią zostawię moje betonowe ściany... już mnie ciągnie, już mnie rwie. A w tym roku Wielkanoc na wsi.... kurcze, tez się nie mogę doczekać.... choć w tamtym roku święconkę święciłam w basenie, na mojej ukochanej wyspie a jajkiem dzieliłam się z międzynarodową ferajną to wsi nic nie przebije az chce się żyć. Choć przyznam się, ze mnie gdzieś ciągnie, gdzieś pod palmy, gdzieś w okolice zwrotnika ale nie mam z kim, a samej mi się nie uśmiecha. Samemu to można książkę czytać a nie wylegiwać się na plaży i podziwiać wschody i zachody słońca. Ech a zaczełam od optymistycznej części mojego życia a wszystko wraca do mojej samotności, tym razem samotności podróżniczej. A w tym roku plan jest ambitny i nie wiem czy cos z niego wyjdzie ale marzenia nic nie kosztują, więc marzę. Marzę o Florencji. A to marzenie nie jest taką igraszką którą sobie teraz wymyśliłam, rodziło się juz od kilkunastu lat...ale długi poród. Podczas zajęć z historii sztuki które uwielbiałam i jako jedyna z roku miałam 5 na egzaminie he he he ... wykładowca pokazywał zdjęcia z Florencji, z galerii uffizi i siedziałam jak zaczarowana. Poza tym facet potrafił opowiadać o sztuce,zajęcia czasami wyglądały tak, ze prowadził dialog tylko ze mną bo jako jedyna potrafiłam odczytywać malarstwo, potrafiłam intuicyjnie ( bo ja laik kompletny wtedy, chociaz teraz też ) okreslić co w obrazie jest najważniejsze,potrafiłam znależć przesłanie artysty.... i tak mnie zaczarował wykładowca że zaczeło mnie ciągnąć. Tak było z Mont Saint Michel, oglądany na slajdach oczarował mnie, jako arcydzieło architektury i wtedy powiedziałam sobie ... zobaczę, dotknę,poczuje.... i spełniłam to... nawet dwa razy i rzeczywiście magiczne miejsce ale turystów dla mnie tam za dużo. Teraz w kolejce Uffizi i zbiory tam zebrane... przeciez trzeba mieć marzenia... marzenia takie które mogą się spełnić bo takich nie dających mam kilka i żyję nadzieją, ze i one przejdą do kategorii spełnialnych. Nie są to marzenia podróżnicze bo te można ogarnąć, wszystko zalezy od wielkosci portfela i pomysłowosci oraz zmysłu organizacyjnego..... te niespełnialne, są idealnie sprecyzowane przeze mnie ale niestety nie mam na ich spełnienie wpływu.... na przyklad pokój na ziemi :) i te bardziej -przyziemne, dotyczące tylko mie i kogoś jeszcze. Ale dobrze, ze są bo o czymś trzeba mysleć przed snem ,gdy zamyka się oczy w nocy i wchodzi sie w pierwsze stadium fazy NREM. Kurcze, czasem jak sie takzamyslę to pierwsze stadium trwa i trwa jest takie realne , rzeczywiste że az strach,powoduje to nerwowe kręcenie w łóżku... hm ale teraz mi wpadło do głowy to, że nie jest to spowodowane checią przezywania tych marzeń ale poprostu zbyt duża ilość chlorofilu zjedzona przez położeniem się lub węglowodanów albo tez i tłuszczów złożonych ... ale to wtedy sa koszmary i bóle zoładka i nie motyle a trzmiele błędnie nazywane potocznie bąkami. No i teraz juz jestem pewna, ze wszystkie tematy które zaczynam kończą się na du.... czterech literach , moich albo jego.
I tym optymistycznym akcentem, chcę wszystkim czytającym życzyć aby nasze życie kręciło sie koło tylnej części naszego ciała i nie mówię tu o barkach, plecach czy potylicy, aby pierwsze stadium snu było zawsze kolorowe i motyle w nim fruwały tak wielkie jak bombowce, aby zdrowie dopisywało by chciało się podziwiać wszystkie cuda świata, aby było ich więcej niż siedem i aby nam sie chciało jak nam się nie chce.
Tekst napisany bo pojawiły się doły... doły muszą być..... gdyby ich nie było nie docenialibyśmy szczytów. A po rozmowie muszę otrzasnąć się ze świadomosci że nas to juz tylko czeka sanatorium miłosci... czy jak to zwał. Ja mam 18 a Ty 20.... zawsze!!! KC