Archiwum wrzesień 2018, strona 5


piętnasty wpis
04 września 2018, 22:41

Miesiąc

wczoraj minął miesiąc...  od pierwszego pocałunku, delikatnego muśnięcia, od pierwszego .." będę tęsknił"... od pierwszego smsa, w którym słowo TĘSKNIĘ pojawiło się tak niewinnie, tak niespodziewanie, tak wyczekanie. Kurcze... miesiąc .. tylko i aż tyle. Tyle się zadziało, krew wrzała, zmysły oszalały, endorfiny wystrzeliły w kosmos. Cudowny czas uniesień i tęsknoty, poczułam że żyję, że łapię powietrze pełnymi piersiami, zachłystuję się nim do szaleństwa i nie mam dosyć. Mam wrażenie , że znam go na wylot... choć wiem, ze znam tylko mały, maleńki kawałek Jego, tylko taki na który mi pozwolił. Nie chcę wiedzieć więcej, z tym kawałkiem jest mi dobrze. A co najfajniejsze w tym wszystkim... potrafimy w przerwach rozmawiać, śmiać się, opowiadać obrzydliwe kawały, potrafimy wcinać drożdżówki i mango, zabijać muchy, wachlowac się ręcznikiem i mieć z tego ubaw. A, że ja gaduła jestem  to pełnia szczęścia... nie dość że mam super kochanka przy sobie to jeszcze chce gadać - odlot- i toleruje moje palenie w oknie, przez co wpadaja miliony much do pokoju a potem mamy problem i idą ręczniki, poduszki  i wszystko co pod reką w ruch.  Rany, jak przez taki krótki czas można się poznać, swoje potrzeby, swoje pragnienia, jak wielkim szczęściem jest oddanie siebie drugiej osobie a świadomość że myśli o mnie, od czasu do czasu,... zabrakło mi słów. Miło mi się zrobiło.  Jednego jest mi żal... ten mój Ułan taki zapracowany jest, bidulek, wyjazd tu, tam, w jednym terminie 3 imprezy, którą wybrać, kogo wysłać, a tu " narybek" czeka na wskazówki, żal mi bo w tym wszystkim jest sam, może nie umie delegować obowiązków. Kurcze... ja się długo tego uczyłam i jeszcze mi do końca nie wychodzi. Ale przyjdzie czas, że trzeba bedzie walnąć pięścią w stół i powiedzieć albo wszyscy zabieramy się do roboty albo zamykamy ten burdel.  Nie żebym wchodziła między wódkę a zakąskę ... ale mówie to z czystego egoizmu. Jak nie będziesz miał czasu bo praca ... to.... hmmm.. zostanie tylko lato ... w skiroławkach :)) a ja 11 miesięcy nie ogarnę. Ot taka egoistka ze mnie wredna.

Kochanie, byłeś dziś dzielny, po tym wszystkim co sie wczoraj zadziało z Twoim organizmem... podziwiam i długo z tego podziwu nie wyjdę. Chyba zacznę się częściej z Tobą zakładać o .... . Hazardzisto Ty mój! Nie mogło być lepiej... buziak dla Ciebie  od fajnej dupy, A propos fajnej dupy, Pan od ryb dzwonił do mojego znajomego i pytał czy jestem panną a znajomy odpowiedział, że mam narzeczonego i jak sie on dowie ze coś to mu pół twarzy wyrwie. Gościu stwierdził, ze i tak przyjedzie.  Mam plan... deleguję zadania, wyślę dziewczynę od królika :), Ona się z nim dogada albo pogoni z widłami. Ja do tego za grzeczna jestem.

dzisiejszy podpis: dumna studentka  :) ciekawe, co nastepnym razem Psor wymyśli !

czternasty wpis
03 września 2018, 21:34

Jak sraczka może pokrzyżować plany!

hmmm i na tym powinnam zakończyć na dzisiaj. Zasrany temat...  niestety każdy to w życiu przeszedł. Rotawirus, niedojrzałe śliwki, maślanka itp. Można się załatwić na Amen. No i tak było w naszym przypadku. Pierwszy sms... był późno i  dramatyczny, że jedzie od lekarza i że jelitówka.  I moja pierwsza myśl... no i się zesrało. Druga była bardziej ludzka... jak ja mu współczuję, zwłaszcza że to facet. Kobieta z jelitówką to widok makabryczny a u chłopa... to makabra, nędza i rozpacz i jeszcze za oknem mu walił młot pneumatyczny. Strasznie mi było go żal. Nawet nie myslałam o naszych jutrzejszych planach. Sraczka siła wyższa. Się musi chłop nawadniać, pilnować elektrolitów, leżeć jeśli się da leżeć i niestety trzeba wszystko z organizmu wydalić. Plany zawsze można modyfikować, przestawiać terminy, dostosowywać wszystko do stanu zdrowia i ochoty. Bo kto miałby ochotę na przytulanie gdy żołądek gra jak szkot na dudach a zwieracze nie ogarniają zadania. No i właśnie się zastanawiam.. kto by to ogarnął. No kurde  UŁAN!! Nie dość że wziął się w sobie, zwarł odbyt i pojechał do pracy. Może toaletę ma blisko biura... ryzykant. Oj twardy jest, odważny. I podjął się misji specjalnej, takiej bardziej mission impossible... Ja lutro bedę na 90 procent. Podziwiam , podziwiam Pana, proszę Pana. Ale z drugiej strony pogadać też jest miło, potrzymać się za ręce. Gadanie też mamy opanowane, przepracowane, niejedna noc przedyskutowana, przebajdurzona czasami aż do dnia, powspominamy punkt wyjścia :). Oj przypomniał mi sie któryś z moich wczesniejszych wpisów o rybce złotej i moich źle sprecyzowanych życzeniach. Kurcze... powiedziałam wtedy, że chciałabym sie koło niego obudzić. I jutro może się ziścić, klapniemy na łozeczku, wyciągniemy nózki i kimniemy. Musze uważać co mówię bo bez rybki mi się marzenia spełniają... tylko kurcze czemu tylko te nieprecyzyjne. Będzie co będzie... trzeba z pokorą do zdrowia podchodzić... niestety nie mamy po dwadzieścia lat i zawsze coś może strzyknąć albo poprostu się zesrać.

Kochanie, gdybys myślał, ze jestem złośliwa lub coś w tym rodzaju, czytając to to zapewniam... jestem daleka od tego. Przez wiele lat uczyłam się cierpliwości i pokory oraz dystansu do siebie. Z dystansem jeszcze mi nie wychodzi ale te pierwsze opanowane. Rozumiem co czujesz, znam ten ból i jeśli nie dasz rady to ja to bardzo dobrze rozumiem i Kochanie nie rób nic co spowoduje, ze nie będziesz czuł się komfortowo, bo jesli Ty będziesz w dyskomforcie to i ja będę. Znasz mnie przecież.

A tak naprawdę, to jestem wściekła na Twoją sraczkę ( nie na Ciebie), cholera jedna...poszła ty won od mojego....... .

To jej wygarnęłam!! Dumna z siebie ja!!

szczęśliwa trzynastka
02 września 2018, 23:07

Zazdrość i malinowy chruśniak

Dziś moi znajomi spełnili swoje marzenie.  Kupili cudowną rzecz, przepełnioną zielenią, świerszczami i co dziwne przy świerszczach ... ciszą, spokojem i harmonią, zapachem śliwek, winogron, malin i aronii. Cud miód malina. Jestem szczęśliwa z nimi, oczy im błyszczą, opowiadaja, pokazują, dają smakować. Az miło na nich patrzeć, aż trudno nie cieszyć się razem z nimi. Dotykałam, chłonęłam, podziwiałam, rzucałam pomysły co zrobić przy remoncie ( w końcu w tym jestem specjalistką). Sympatyczną atmosferę jednak zepsuła jedna para, zapatrzona tylko na czubek swojego nosa,zamknięta w swoim świecie, komercyjnym świecie. Gdzie wszystko ma swoją cenę, gdzie ważne jest to by pokazać maluczkim co się ma i gdzie się było. Mam wrażenie, że robia wszystko tylko dlatego aby pokazać że mają więcej. W tym problem , ze oni mają mniej... w głowie.  Ciekawa jestem kiedy zakupią podobne marzenie, co tam podobne, oni muszą mieć lepsze, większe, ukierunkowane na to co powiedzą inni. Obserwowałam jak ich oczki świdrowały wszystko, kodowały, robiły notatki w mózgu aby przebić marzenie moich znajomych. Ja, jestem pozbawiona takich uczuć, oczywiście zazdroszczę tym pierwszym ( tym od spełnionego marzenia), zazdroszczę im, że im sie spełniło, że są dumni i szczęsliwi, ze zrobią tam swoje miejsce na ziemi. Zazdroszczę podróży, zobaczonych miejsc, obejrzanych obrazów, wiedzy, zapału, charyzmy, błyskotliwości, podejścia do życia. Nigdy nie zazdrościłam posiadania, stanu konta, samochodu, willi w sadzie i nigdy nie byłam zazdrosna o faceta. Nie... raz mi się zdarzyło... ale to był krótki, bardzo krótki okres w moim życiu i tak dawno, ze już nieprawda. Jakoś tak jestem poukładana, że to uczucie wobec płci przeciwnej jest mi obce. Bo i po co zazdrościć? Wiele nieprzemyslanych rzeczy robi sie z zazdrości, wiele głupot i po co? Przecież pewne sytuacje sa nieuchronne, poprostu staną się. Mąż mnie zdradził ... trudno, tak było pisane, Gdyby zdarzyła sie taka sytuacja, a napewno się zdarzyła, a ja dowiedziałabym sie o tym... to co ja w takiej sytuacji mogłabym zrobić. Rwać sobie włosy z głowy? Obwiniać się lub jego? no stało się i trzeba z tej sytuacji jakoś wyjść. Życie jest za krótkie aby zastanawiać się... dlaczego tak się stało a tymbardziej aby rozpaczać. Ha... zreszta nie wiem czy byłoby nad czym rozpaczać. I musze powiedzieć, ze ulżyłoby mi gdybym dowiedziała się o zdradzie małżonka mego. Kurcze ale moze mam spaczone spojrzenie obecnie na to :). 

A malinowy chruśniak... był ale samotnie rwałam maliny. Gdy je rwałam od razu mi Leśmian przyszedł do głowy, i te maliny... " Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni,owoce, przepojone wonią Twego ciała..."  Zawsze zastanawiałam się, jak oni w tych malinach, w kolcach, w pajeczynach. Czytając ten wiersz zawsze o tym myślę. jezu... jaka przyziemna jestem... ich pierwszy pocałunek w malinach, gdzie palce skrwawione ich sokiem i to jeszcze w spocone czoło. Pierwsza, mlodzieńcza miłośc, niewinna, czysta, nieśmiała i taka powinna być. Powinna smakować malinami i pachnieć nimi. Ale się rozmarzyłam.... czym pachniało moje pierwsze kochanie.... nie było malin, był zapach farby, zakurzony dywan, drżałam ale niestety nie z rozkoszy a z zimna i tak to pamiętam :). Na szczęście drżenie zostało ale z całkiem innych powodów. Jeszcze tylko jeden dzień i bedę drżeć, wsiadając do samochodu, dojeżdżając na miejsce... gdy po dwóch tygodniach nasze oczy się spotkają, gdy podasz mi dłoń, gdy muśniemy się na powitanie a potem będzie wszystko co zaplanowaliśmy ( przez dwa tygodnie... duzo planów można zrobić i to jakich fiu fiu) i to będzie nasz malinowy chruśniak.

Kamień dziś samotny, na biurku... niech tam lezy jak najdłużej - ze wskazaniem ... na zawsze :))))

dwunasty wpis
01 września 2018, 22:55

Jesień idzie i nostalgia

Dzis siedziałam na pomoście, na moim foteliku, z kubkiem herbaty, słońce obtulało mnie delikatnie, jeszcze perkoz z dwójką małych baraszkował w wodzie,gęsi pilnowały pomostu, jeszcze pachnie latem, jeszcze słonce muska skórę ale w powietrzu już wisi jesień. Już trzcina brązowieje, bobry intensywnie pracują, kwitną wszystkie jesienne kwiaty, róże przy altanie oszalały, obezwładniają zapachem, winogrono dojrzało. Zacznie się czas grzybów, snucia się po lesie, wrzosów. Cały dom będzie pachniał suszonymi grzybkami i lawendą. Kocham ten czas, gdy ludzi jest mniej, gdy pomost jest tylko mój, gdy nikt nic ode mnie nie chce. W tym tygodniu rozstawie latarnie ze świecami, wrzosami i dyniami i będę je co wieczór zapalać. Kocham ten czas. Choć brakuje mi gwaru dzieciaków, ich krzyków, rozmów, śmiechu, przychodzenia po papier toaletowy :).

Brakuje mi tu Jego, jego akcentu, jego głosu. Żałuję, że nie porwałam go do tańca, gdy była do tego sposobność, żałuję że bosa nie przyszłam do niego i od progu nie powiedziałam czego chcę. Poprostu się bałam, jego reakcji, jego spojrzenia.  Oj tak mnie wzieło na nostalgię ot jesień idzie. Bo ja taka nostalgiczna jestem, taka jesienna ... koncert jesienny, na dwa świerszcze i wiatr w kominie... . Kurde, niby twarda baba ale jednak... 

Jeszcze tylko dwa dni... wytrzymać  ... i wtulę się w niego, wycałuję i bedę najszczęśliwszą babą pod słońcem. I konie za oknem i snieżnobiała pościel i MY.

Tęsknię strasznie ... nigdy tak nie tęskniłam... wino pomaga, czerwone ... rany jak tak dalej pójdzie w grudniu będę musiała zapisac się do AA. I tym pesymistycznym akcentem kończę na dziś pisanie. 

 

jedenasty wpis
01 września 2018, 00:27

Misia, kajak i wróbel

Ostatnio, podczas rozmowy wypłynął temat fizjonomiczny i zaskoczył mnie opis, łysy w kajaku. Jezu ... jaki łysy... jaki kajak. No i okazało się, ze jestem do tyłu z polskimi filmami i wogóle jestem do tyłu. To określenie wymyśliła Michalina Wisłocka - tak wg niej wygląda Łechtaczka. Ja nie wiem gdzie tam kajak a tymbardziej łysy ale wierze kobiecie na słowo.  A że nie moge być zacofana ( czytaj ciemna baba) odpaliłam playera, słuchawki na uszy i oglądanie. No i zakochałam się w Boczarskiej ( bestia zdolna i piękna) i w Michalinie W. Film jest trochę bez wyrazu, ani nie  szokuje, ani nie zaskakuje i tylko mizia temat.  Bo temat miłości i sexu to jest ocean a tutaj to tylko jeziorko. A może to jeziorko starcza ... może lepiej jest mieć jeziorko... niż szukać oceanu i nie mieć nic lub inaczej czy lepiej mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu.  Moim skromnym zdaniem... szkoda czasu na wróble! Wolę orły sokoły :)). Wolę mieć cztery orgazmy pod rząd z orłem dwa razy w miesiącu niż ..... no właśnie co z wróblem. Podkręciłam się filmem i postanowiłam zakupić książkę i przestudiować każdą stronę. Nie dlatego że chcę poznać pozycje ale zaciekawiło mnie jedno zdanie w filmie, gdy żona generała przyszła do Misi i powiedziała, ze mąż jest sadystą. Powalił mnie pingwin i stwierdzenie że to dominującą strona jest strona uległa. No i po zastanowieniu ... ma baba rację. Bo przecież uległa określa granice dyskomfortu. Poprostu genialne. Nie żebym była zainteresowana SM. Przyznam się.... byłam przekonana, ze w życiu już nic ekscytującego mnie nie spotka, nie poszłam do kina na Sztukę Kochania... bo po co, wszystkie doznania związane z miłością odwiesiłam na haku w komórce. A tu taka niespodzianka :)). 

Nie intersowałam sie do tej pory Michaliną Wisłocką, zaimponowała mi jej pasja, jej luz, jej odwaga, jej prostota. Ludzie mający fioła na jakimś punkcie, posiadający misję do spełnienia nie są rozumiani, czasem traktowani jak rzucający sie motyką na słońce . Podziwiam takich ludzi, szanuję ...chciałabym takich ludzi spotykac na mojej drodze i kurde... mam szczęście kilku takich spotkałam.  Mój ułan też taki jest.... przypomniał mi się Jego tekst do chłopaka.... chłopak w okresie dojrzewania, z marniutkim zarostem na twarzy, nie ogolony... o rany weź się ogol... co ty agrest jesteś!...poległam. Młody poszedł i się ogolił. To może nie jest misja ... tak tylko urwana mysl, wspomnienie. Ale jak obserwowałam go ... nieśmiale... gdy z uporem maniaka, tłumaczył coś młodzieży, jak powtarzał po kilka razy to samo... nawet ja już zrozumiałam a on bez mrugnięcia okiem zmieniał sposób tłumaczenia przechodząc na rekwizyty i poskutkowało. 

Taraz ma misję na mnie ha ha ha jest po zakrapianej imprezie i słodziak taki, rozkochany,

Jeszcze tylko 3 dni !!