Archiwum wrzesień 2018, strona 4


dwudziesty wpis
10 września 2018, 23:41

Ulotność bytu

Dziś mnie znów naszło na przemyślenia, taka sytuacja, taki czas, takie okoliczności. Co się w życiu liczy?

Rozmawiałam z moim kuzynem, prosił o telefon po pogrzebie. Kiedys facet jak tur,z fantastycznym radiowym głosem, o fantastycznym guście, elegancki, szykowny i wciąż zapracowany. Kiedyś, dawno temu wskoczyłabym za nim w ogień, dobrze  że kuzyn daleki, byliśmy bardzo blisko ze sobą, uwielbiałam u niego pomieszkiwać, która dziewczyna nie chciałaby czuć się jak księżniczka, wszystko podstawione pod nos... łącznie ze śniadaniem do łozka, zakupy, ciuchy. Gdy miałam ochotę poczuć sie jak w bajce , wystarczyło wsiąść w pociąg, na dworcu czekał kierowca, wystarczyło wbiec po schodach do mieszkania a tam fura prezentów i nierealny swiat. Gwiazdka parę razy w roku. Miał tony pieniędzy a ja tony zachcianek, jak kaprysny dzieciak a on dumny jak paw, że módł mnie uszczęśliwić.  Bajki sie kończą... bo albo są nudne albo potrzebne jest szczęśliwe zakończenie. Tego drugiego nie było, nie było ślubu , dzieci... poprostu przyszło opamiętanie jedno co zostało to przyjaźń, wypracowaliśm ją jakoś. Jest jedna rzecz, jedna pewność... byłam jedyną kobietą którą kochał ( oprócz matki i siostry). Do dziś mi to powtarza ale nie wynikało to z jego stałości uczuć ale z tego, że następne jego związki były jednopłciowe. Dziś też mi to powiedział, niewyraźnym głosem po udarze, po wylewie. Schorowany facet, z tura pozostały skrawki, płakał do słuchawki, jest w sanatorium i jakie jest przykre to, że opowiadał mi że dziewczyny ze stołówki zaserwowały mu na obiad stek zamiast kotleta schabowego... a stek był z pyszna cebulką, wspominał jakiś szczegół z naszego bycia razem o którym ja dawno zapomniałam, że wciąż ma przed oczami obraz gdy siedzę na tarasie z książką, zaczytana a mieliśmy gdzieś iść, wszystko czekało, sukienka, Pani od makijażu a ja mu podobno odpowiedziałam, ze ja teraz czytam  i muszę skończyć i mam w dupie wyjście i że czekali jeszcze za mną godzinę aż odpuściłam i że zawsze zadziora byłam i że zmuszałam go do czytania i że do dziś moje książki są u niego. Dwadzieścia parę lat. Po fortunie nie zostało nic albo jakas marna resztka, po chłopie zostało pół chłopa, po błyskotliwym umyśle stek z cebulką... ulotność bytu. On się zestarzał a ja zostałam zadziora. Ha ha ha trzeba sobie coś wmawiać.  Zaproponowałam mu przyjazd do mnie, po sanatorium. Ma być ładna pogoda więc mozemy chodzić na spacery, do lasu, że zorganizuję mu korę aby rzeźbił i że będziemy mogli gadać do rana. Pozyjemy, zobaczymy czy przyjedzie.

Teraz zastanawiam się nad tym co się w życiu liczy. I doszłam do wniosku, że liczy się to by miec kogoś, kto zaproponuje spacer, rozmowę, herbatę z miodem na pomoście, żeby mieć co wspominać gdy byt się kończy, zeby zamykając oczy do snu widzieć pod powiekami serdecznych ludzi których sie poznało, piękne widoki i miejsca które się widziało, poczuć emocje które się czuło w różnych okolicznościach, wspominać uczucia i wszystko co z nimi związane, piekno chwil ulotnych, czuć powiew wiatru na twarzy, szaleństwo zmysłów. 

Kochanie... wiem, ze masz gorący czas, musisz to przetrwać, Ty twardy facet jesteś a jak bedzie ci cos szło nie po myśli to wiesz co zrób... zamknij na chwilę oczy i przywołaj obraz białej czapli, którą całkiem niedawno widziałes, albo weź kamień w dłoń i poczuj jak bije w nim energia, nasza energia albo poczuj mój pocałunek  w czoło, z troską ... taki który rozwiewa wszystkie zmartwienia.

 

dziewiętnasty wpis
09 września 2018, 20:31

Kac i   niedowierzanie

Wczoraj moje emocje w totalnej sinusoidzie. Nie byłam w stanie niczego napisać. Tyle bodźców, tyle ekstremum... normalny człowiek nie jest w stanie tego ogarnąć bez zapicia, zczochrania się, odreagowania.Musiałam odreagować spotkanie, gdy byłam tak blisko a nie mogłam nawet na ułamek sekundy dotknąć, czy okazać coś co zdradziłoby to co czuję, gdy tylko mogliśmy patrzeć sobie w oczy i cicho rozmawiać. gdy pocałunek na powitanie i pożegnanie to tylko dotknięcie policzków, potem ostatnie pożegnanie, gdy patrzysz jak trumna znika w dole, takie nieuniknione, takie na zawsze, gdy patrzysz jak cierpi jej córka i syn, gdy jej ukochany stoi z tyłu, w tłumie a mąż który mężem nie jest od 10 lat zaprasza na stypę i mówi ze to ta sama restauracja w której odbyło sie ich wesele, gdy masz ochote mu przywalić w czerwoną od chlania gębę, gdy siadasz na swoim fotelu w ukochanym miejscu z kawą, by odreagować, gdy biała czapla zbliża się do Ciebie a mężczyzna za którym tęsknicz stoi na drugim brzegu, i macha do ciebie kurtką i mówi słowa które wolałabym słyszeć szeptane do ucha, przytulona do niego, gdy łzy same płyną do oczu i nie wiesz dlaczego, gdy wstajesz z fotela i odchodzisz wiedząc,że on tam stoi, gdy musisz okiełznać te wszystkie emocje i jedziesz na poprawiny, do młodych, gdy kieliszek za kieliszkiem tracisz możliwość odczuwania jakichkolwiek emocji, gdy zaczynasz się z wszystkiego śmiać i to pomaga, na chwilę ale pomaga. Pomogło!!Ogarnęłam to wszystko, przespałam, ból głowy spowodowany kacem gigantem przyćmił krzyk duszy, bo krzyk ciała jest zawsze głośniejszy.I to co dziś przeczytałam w moim utopionym telefonie daje mi nadzieję, że dam radę dalej ogarniać. Gdy dostajesz smsa o treści że jeszcze nie dowierza w to co sie dzieje między nami... ze mną doświadcza czego nigdy nie doświadczył jeszcze. I tak mi przyjemnie, dobrze. Ja też nie dowierzam, też mam to samo. 

Tak jestem skonstruowana, że wszystko co zrobiłam muszę przeanalizować, pozastanawiać się, wyciągnąć wnioski. Teraz odpuszczam, niech się dzieje i nie tracę na tym żywiole, wręcz przeciwnie, zyskuję tylko. Może to jest jakis sposób by to wszystko przetrwać, uwierzyć, że to wszystko prawda. Że mamy prawo być szczęśliwi i spełnieni. 

Kac jest dobry na przemyślenia, bo są krótkie i trafne! I mimo, że wciąż w sercu i głowie huśtawka to jakoś lżej. Cieszę się, ze wczoraj się widzieliśmy, że niespodzianka się udała z szarlotką, że potrafimy okiełznać pożądanie bo będziemy musieli robić to często za jakiś czas. Jestem pewna że damy radę. 

Kamień podzielony na pół daje energię, którą ON czerpie i  nie ważne czy to ten który trzyma w dłoni czy ten czytany. To ten sam kamień PNP.

 

osiemnasty wpis
08 września 2018, 04:41

WESELE

wytańczona, wybawiona, zresetowana, najedzona, napita... jeszcze nie wykąpana. Nic dodać, nic ująć. Ślub piękny, wesele cudowne, młodzi piękni ( bo młodzi), trzymałam fason i jestem szczęśliwa. 

Dziś ciężki dzień ale mam siłę!

Idę spać!! kurde prawie piąta :))

siedemnasty wpis
06 września 2018, 22:41

Jak to się wszystko przeplata... życie nie zna litości.... jedno wesele i pogrzeb

Moja kuzynka, rok starsza ode mnie- dzis odeszła do świata bez bólu. Dziesięć lat dzielnie walczyła, z własnym organizmem, z myślami,  o dzieci i o miłość. Zawsze była przebojowa i silna, nie dawała się przeciwnościom. Podziwiałam jej siłę, ona nam ją dawała. Zawsze z humorem, zawsze z błyskiem w oku, z blond ułożonymi włosami, z pomalowanym okiem. Taką ją widzę... i ten jej uśmiech, zarażający. Pomimo choroby pracowała i kochała, miała to szczęście ze na końcu swojej drogi poznała co to jest prawdziwa miłość. Miłość człowieka, który nie patrzył na jej chorobę a na jej serce, który trzymał ją za rękę gdy było źle.  Wychowałyśmy się razem... ja przy niej byłam święta.....zawsze miała grono towarzyszy rozrabiania, wszędzie jej było pełno... taka Karioka. Wiedziałam, że telefon kiedyś zadzwoni z informacją , tą najgorszą i dziś zadzwonił. Nie musiałabym go odbierać, wiedziałam co niesie, czułam.  Przez ostatni czas nie byłam w stanie się z nią zobaczyć, nie byłam w stanie do niej jechac. Nie dlatego, że nie miałam czasu, czas się zawsze  znajdzie ale nie mogłam przełamac strachu, że zapamiętam ją taką jaką zobaczę, może ostatni raz.  Tak, jestem egoistką... bałam się o siebie... bałam się jak zareaguję na to w jakim stanie jest. 

Kochana moja, mam nadzieję, ze jesteś w tym lepszym świecie, chcę w to wierzyć. Zasłużyłaś na to jak nikt

A jutro wesele i tańce i zabawa i śmiech i szczęście. A w brzuszku Pani Młodej rośnie skarbek malutki. Szczęśliwi młodzi, dwa ognie piekielne, krzykacze i gaduły, przebojem ida przez zycie, na wszystko mają czas, milion pomysłów na życie i jeszcze więcej planów. Kocham tych wariatów.... dobrze, ze dzis dali mi robotę, Ciotka... zrób wieniec na ścianę... z czego?.... z tego! Padłam. Dobrze, że wokół masa inspiracji, chwila w pięknym ogrodzie  i nożyczki poszły w ruch. Naciełam cisów, zorganizowałam drut florystyczny i do dzieła. Wieniec Młodej Pary wyszedł śliczny , romantyczny, elegancki.  Dobrze, że i ten talent mam w rękach.

I tak to się wszystko przeplata, radość i szczęście z tragedią i żałobą. Tak się kręci ten kołowrót, dobro ze złem, zło z dobrem, jedno się rodzi drugie umiera i nie ma odcieni szarości ... jest tylko czarne i białe a tęcza jest tylko na moment.

Kochanie dziś byłes moją tęczą!Akurat dzis potrzebuje się wtulić, wtulić i zasnąć... dobrze, ze mam świadomość że gdzieś jesteś... to wystarcza.

A na tańce i tak pójdziemy kiedyś, gdzieś!

Jutro nie będzie wpisu, chyba że mnie najdzie. 

szesnasty wpis
06 września 2018, 00:05

Nie ma to jak utopić telefon w kiblu!

Jednak jestem typową blondynką... no szlak mnie trafi ... zawsze śmiałam się z tego, ze można utopić telefon w toalecie. No jak? I mi się udało!!  Technicznie wyglądało to tak - telefon w tylnej kieszeni spodni, pośpiech bo trzeba jechać, kurde jeszcze siku, no i spodnie w dół a telefon do klopa. Dobrze, ze zajarzyłam że mi się lekko na tyłku zrobiło jeszcze przed oddaniem moczu. Panika... Jezu kontakty... Jezu zdjęcia.... Jezu korepondencja a tu ekran szaleje, paski i takie jakies dziwne rzeczy. Jakim trzeba być osłem żeby coś takiego zrobic. Jestem wściekła na siebie. Teraz okazuje się, że komp nie czyta telefonu i nie moge zgrać zdjęć ani schowków... MAKABRA.Moja korespondencja smsowa z nim, nie moge się z nią rozstać, czasami wracam do pierwszych wiadomosci, czasem przed snem... co teraz , przepadnie?... ja wiem, że szybko nadrobimy nową  ale ja sentymentalna jestem. Kiedys chowało się listy od chłopaka, wiązało czerwoną wstążeczką teraz chowa się smsy.. Kurcze, jestem blondyna... co blondyna robi gdy topi telefon w kiblu... idzie na zakupy... przecież trzeba odreagować. Córka dostała sukienkę, ja dwie pary butów i spódniczkę i bluzkę... to były zakupy ratujące zycie!! Ale szpilki cudowne sobie strzeliłam... 11 cm....wyższych w moim rozmiarze nie robią, nude... takie jakie uwielbiam... opalona noga i nude ... az mruczę. BLONDYNA!! ha i lakier na paznokciach u nóg mi pasuje do butów. Żałosne ha ha ha Podczas zakupów obawiałam się, że po wczorajszym spotkaniu zostało mi coś. Coś niewidocznego gołym okiem ... ale działającego... przyczyna sraczki. Przymierzalnia a tu  zaczeło się bul bul w zołądku i tok myślowy ...na śniadanie jajko bez niczego i kromka ciemnego chleba a na obiad kurczak z ryżem z warzywami... no nie ma szans aby od jedzenia... kurde za dwa dni wesele a jak sie obsracze. No zabije Go gdy sie spotkamy, zostawił mi zarazę i znów panika. Ja zejde na zawał któregoś, pięknego dnia. I wizja... bez telefonu, ze sraczką ...przed weselem... ale mam szpilki. Wypiłam herbatę u Grycana, posiedziałam, pokręciłam sie w fotelu i przeszło. Jednak Go nie zabiję i na zawał nie zejdę. Mówiłam, ze jestem jak armia radziecka, nie do zdarcia. Doszłam do wniosku, ze wszystko się kręci wokół  du.y.  Jak nie sraczka to telefon w tylnej kieszeni na czterech literach i jeszcze coś ale tego nie moge powiedziec bo to tajemnica moja i Jego :).

Co za dzień, co za szaleństwo, pół dnia w samochodzie, tyle spraw, tyle pierduł które trzeba ogarnąć. Nie lubię takich niespodzianek!! Dobrze, że się już kończy.Dobrze, że za chwilę rzucę się pod kołderkę. Muszę to wszystko przespać, rano będzie dobrze. Telefon wrzucę na noc do ryżu, wróci do haimatu. W końcu chinski. Podobno ryż wyciąga wilgoć, zobaczymy czy z mojego wyciągnie. 

A miałam dzis plan pisania o....  e nie powiem... a wyszło o sraczce znów. Ale z drugiej strony Homo sum humani nihil a me alienum puto. ( ale zabłysnęłam ha)