Archiwum 26 sierpnia 2018


szósty wpis
26 sierpnia 2018, 21:46

Starość Panu Bogu nie wyszła

Jedyna miłością w jaką wierzę to miłość rodzicielską oraz miłość dziecka do rodziców... oczywiście, jesli chodzi o wczesne dzieciństwo. Z ta druga bywa różnie, wszystko zalezy od tego jak rodzice poprowadzą rozwój swojego potomka, jesli wychowają go w poczuciu szacunku, otoczą go mądrą miłością, w przeświadczeniu że aby dostać trzeba dać. Gdy nauczą go pokory wobec świata, w przeświadczeniu że nic mu się od tego świata nie należy, że na wszystko trzeba zapracować ciężką pracą. Gdy przedstawią różne opcje, niezaszufladkują, nie obarczą własnymi ambicjami, będą wspierać, będą pomagać wstać po upadkach. Oczywiście, że jako rodzice popełniamy błędy, chcemy dziecku nieba uchylić, aby miało lepiej, łatwiej, prościej. Wydaje mi się, że jest to droga na skróty. Potem płacimy za te błędy na starość. Sami zapracowujemy sobie na to jak będziemy traktowani gdy pesel będzie mówił - jesteś stary. A niestety starość Panu Bogu nie wyszła. Nie dość, że organizm zużyty a części zamiennych brak lub warsztat naprawczy dostępny za półtora roku to na dodatek mózg płata figle. Przez to, że problem z częściami, że zgrzyta, że wytarło się, że coś wywaliło ośrodek centralny wariuje. Przecież dusza jest młoda, sprawna, wręcz gotowa do czynów a mechanizm nawala i wtedy jest potrzebny ten którego stworzyliśmy, potomek, by wsparł, by pomógł, by ogarnął wszystkie problemy, by z hiobową cierpliwością znosił wszystkie kaprysy i żale. Wydawało mi się, ze moi rodzice nie popełnili zbyt wielu błędów w moim wychowaniu, zawsze mogłam liczyć na ich mądre wsparcie, pokazali mi jaki świat jest piękny i dlatego wciąż mnie gdzieś ciągnie. Jednak z ich dwójki, został mi tylko jeden z rodziców. Przez ostatnie kilkanaście lat wspieraliśmy się nawzajem, czasem były sytuacje krytyczne, zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Chcę bardzo żeby tak zostało choc starość mojego rodzica coraz częściej wystawia moją cierpliwość na granicy wytrzymałości. Stary mózg płata figielki w postaci złośliwości, rozbuchanego ego czy zwiąkszonego poczucia własnej wielkości i nieomylności. W odruchu obronnym, wolę wtedy zejśc starości z drogi, dać jej czas na zastanowienie - tylko, że Hiob we mnie staje się coraz mniej cierpliwy i mam wrażenie, że pęknie, że sie podda, że się złamie. A może przyszedł czas aby walnąć pięścią w stół i poustawiać wszystko tak jak się samemu chce - dla własnego zdrowia psychicznego. Nie wiem czy potrafię to zrobić!!!

Dziś pełnia - może dlatego tacy napięci jesteśmy wobec siebie z moim rodzicem. Wilkołaki wychodzą z nor. Ostatnia pełnia była zaćmiona i jakoś ją znieśliśmy. chyba tylko dlatego, ze zajeliśmy sie podziwianiem jej a nie skakaniem sobie do gardeł.

Taką miałam dziś niedzielę, na przemysleniach dotyczących starości i miłości. Nie doszłam do jakiś rewolucyjnych wniosków. Z pokorą muszę zrobić kolację dla mojego rodzica i potomka mego. Głodny Polak to zły Polak a głodny stary Polak będzie nie do zniesienia. ot taka ze mnie przyziemna baba.

 

A kamień? dziś był samotny w biurze, w końcu niedziela... choć jestem na bierząco co robi jego właściciel i że tęskni za mną.... też tęsknię Kochanie!!!

Własnie przyszedł sms z informacją co robił przez ostatnie 2 godziny i z pytaniem - co u Ciebie Skarbie .... i jak tu nie być szczęśliwą!!!!

 

piąty wpis
26 sierpnia 2018, 01:05

Wieczór panieński 

Zciągamy zwyczaje z krajów bardziej rozwiniętych ... Walentynki, halloween. Kto kiedyś słuszał o wieczorach panieńskich czy kawalerskich. Kiedys chlopacy szli się napić ( sic!) ostatni raz bez gderania żony a dziewczyny darły pierze na pierzyny. Teraz, w dobie komercji potrzebne sa gadżety, szarfy, korony, bibeloty, baloniki, stroiki, lampiony. Chociaż te ostatnie pięknie wyglądały, romantycznie. Zawsze byłam romantyczką, wzruszały mnie zachody i wschody słońca, rosa na pajęczynach, romantyczne gesty, bieganie po deszczu. W tym całym szale zatraca sie to co najważniejsze.Impreza dzisiejsza była bardzo sympatyczna, bez stiptizerów, chcociaz jeden proponował współpracę ale za daleko z dojazdem. Winko lało się strumieniami ... ja w tej chwili jestem po dawce większej niż normalnie prz tego rodzaju imprezach. zazwyczaj nie piję. Pośpiewałam, pogadałam, najadłam się ale jestem jednak tradycjonalistką. Jesli jest muzyka i alkohol to powinien byc jakis pożądny tancerz który mnie okiełzna.  A wracając do wieczoru panieńskiego , a bardziej do instytucji małżeństwa... moje zdanie na temat tego tworu jest nastepujace - 10 lat małżeństwa a potem małżonkowie powinni się określić... czy chcą być razem czy  nie. Ile by to oszczędziło przykrych rozwodów, dramatów, wydanych pieniędzy na adwokatów. Zresztą nie czas , nie sytuacja by o tym myślec... alkohol już mi dość uderzył do głowy i wbił sie w krwioobieg, że moge zacząć bredzic lub wymyslać teorie spiskowe typu Hitler żyje.

Bardzo lubię przyszlych nowożeńców, fantastyczne dzieciaki... życzę im wszystkiego co najlepsze i szczęścia całe hektolitry, hektopaskale czy inne takie.

Dzis krótko, bo głowa się kiwa, oddech trzeba unormować, wiaderko przy łózku i zacznie sie liczenie helikopterów.

Tęksnię bardzo za moim tancerzem ludowym, za moim ułanem.

Ja pijana, zero sukcesów :)) ale i tak jestem szczęśliwa!! Co mi tam.... przecież szczęście nic nie kosztuje!!