Najnowsze wpisy


116 dziwne pytanie z mojej strony
18 stycznia 2022, 21:26

Dzis zadałam dziwne pytanie -polecisz ze mną do Rzymu? - dzwne? normalne, proste.....pytanie które zadaje się często osobie ktorą się kocha. Odpowiedź zaskakująca ---- element warunowości. Że gdyby nie pojedziesz to będę kochać mniej? Boję sie napisać co czuję! Bardzo się boję bo kocham tak jak kochałam i jeśli to napiszę to może stać się coś czego sie boję bardziej. Ale musisz mnie zrozumieć bo nie ma innego wyjścia.
To chyba normalne, ze jeśli jest sie w stanie zakochania to chce się być z drugą osobą bardzo... najbardziej. Takie pytania to z mojej strony prowokacja. Prosta zwykła prowokacja żeby sprawdzić jak zareagujesz. Dziś zareagowałeś identycznie jak przy innych. Szybka zmiana tematu i gotowy scenariusz. Jedź z córką..... oczywiscie ze z nia pojadę jesli uda mi się coś znależć sensownego, bo z Tobą niekoniecznie.
Kochanie ja wiem na czym stoję i znam reguły.... choć nigdy ich nieustalaliśmy tak dosłownie z ołówkiem w ręku. Wiem, że nigdy nie zrobisz czegos co zachwiało by Twoim życiem ktore prowadzisz a ja jestem elementem układanki ..... telefon do godziny, spotkanie od do bo trzeba wrócic i tak jest i będzie. Ale będę próbować, będę oczekiwać będę wymyślać i będę marzyć. Bo marzę nawet ot ym abys mnie w obcym mieście złapał ze rękę bez rozglądania sie na boki i będę marzyć aby wygrzać tyłek na goracej plaży lub zwiedzic razem Koloseum i będę pytać czy moze coś się zmieniło choć pewna jestem szans najmniejszej nie ma.
I tak Cie kocham i kochać będę.

115 wpis
11 grudnia 2020, 23:33

Od kwetnia cisza.... co nie znaczy że nic się nie działo!!!

 

Działo sie dobrze.... a mnie zawsze motywowało do pisania coś wyjątkowego, coś co nie zdarza się czesto. Momenty poruszające, ważne, mające wpływ na mnie lub na moje otoczenie. Teraz znów jest taki moment ale iny niż wszystkie, teraz doszedł strach, niepokój, momentami nawet panika i obezwładniająca bezsilność. Przyznam się, zastanawiałam sie jak o może byc gdy jedno z nas zachoruje, gdy los zrzuci na nas jakąs plagę egipską a w czasie pandemii nie trudno o jakiegoś zbłąkanego wirusa który chetnie się zagnieżdzi.  Niestety spełnił się czarny scenariusz, wszelkie środki zapobiegawcze nie sprawdziły się. Cholernik w koronie dopadł jedno z nas. Rozkoronił się powodując że czas przedswiateczny stał się czasem oczekiwania na sporadyczne odpowiedzi na komunikatorze. Spowodował kumulacje dziwnych myśli gdy w nocy przychodzą obawy. Bo nic nie wiem, bo nie widzę bo nie mogę nic zrobić.  Mogę sobie tylko wyobrażać jak rośnie gorączka i mieć świadomosć że ja jestem daleko. I musze robić dobrą mone do złej gry w czasie gdy chce mi się krzyczeć z bezsilności.  Ze swiadomością ze nie nic ode mnie w tym momencie nie zalezy.  z drugiej strony nie chę, nie mogę być cięzarem, zbednym obciążeniem psychicznym   Zawirusowany organiżm potrzebuje duzo energii na zwalczanie intruza  i nie moze tracic jej na moje coś,  Bo teraz to co czuję jest na ostatnim planie ... i dobrze bo kocham bardzo , nawet z podkrążonymi oczami i kaszlącego. I jestem pewna, ze zwalczy to dziadostwo bo to silny chłop.  Nie moge sie doczekać gdy stanie w drzwiach, z torbą  i powie Wesołych Swiąt Kochanie ... i moze to być nawet w marcu ...  I to bedą nasze święta ho ho ho. Bo za takim favetem warto czekać z karpiem ... nawet do marca. hmmm ciekawa jestem czy karp tak samo smakuje w marcu jak w grudniu. Moze lepiej ...

W ostatnim czasie nakłada mi sie wiele emocji. Dzis znów tak było. Ostatnia droga bliskiej osoby i nie tylko mojej ale i mojej córki. Dzis musiałam pilnować stanu córki, musiałam zachować sie jak mądra matka , która pozwala na rozpacz a nie tłumi, pozwala aby emocje zostałay okiełznane przez inna osobę. dla mnie, jako matki trudny proces, bo dociera do świadomości ze juz jej nie wystarczam, ze przytulenie do innej osoby pomaga jej bardziej niż mój uscisk. W takich sytuacjach nie mozna trzymac tylko swojej strony ... trzeba dac szansę otwarcia sie na innych i pokazanie że przyjacielem jest się zwłaszcza w trudnej chwili. Dziś moje dziecko płakało, łkało, trzesło sie z emocji w ramionach innej kobiety, ja juz jej nie wystarczyłam, potrzebowała tego. Potrzebowała podzielić sie  cierpeniem z inna, tak samo cierpiąca osobą. Jestem dumna z niej, ze pozwoliła sobie na pokazanie takich emocji, na takie otwarcie się bo mimo , ze pożegnaliśmy obcą osobę ale bliższą niż rodzina -  bo to był tez twój dziadek usłyszała i to ją uspokoiło, pożegnała się... na zawsze pozostanie w jej pamięci i mojej.

Taki ciężki czas ... wymagający spokoju, cierpliwości, miłosci, zrozumienia wytrwałości, pewności. Czas próby!!

W takich momentach odczuwa sie namacalnie jak kruche jest nasze życie. Jak bardzo o nie trzeba dbać.   Jak weryfikuje się co jest ważne a co mniej. I boje sie strasznie czy nie zostane zweryfikowana, bardo sie boję. Boję sie tego, że czas bycia razem w chorobie i w kwarantannie wrzuci mnnie w kartotekę niepotrzebne. W koncu jestem tylko ta drugą. Staram się nie   myślec o tym, teraz sa wazniejsze rzeczy .... myślę tylko o tym aby temperatura w końcu spadła a powikłania były do ogarnięcia, potem bedę martwić sie o resztę.

Jestem myślami z Tobą cały czas i kocham jeszcze bardziej.

114 wpis
26 kwietnia 2020, 00:43

Pandemii ciąg dalszy

Gdy kładę się do łóżka, gdy zamykam oczy widzę wciąz tą samą postać, ta sama twarz, malachitowe oczy, ciepły usmiech, czasem o smutnym wyrazie...zamyslony. Kocham bardzo ten przedsenny obraz pod powiekami.  Ten obraz towarzyszy mi zawsze przed zaśnięciem, uspokaja mnie...  daje nadzieję. W czasie gdy nie mamy na nic wpływu dobrze że chociaż to mam.  Ostatnio mam wrażenie, ze pandemia dała mi cos dobrego, coś motywującego. Dała mi wiedzę, dała mi pewność że życie nie polega na gonitwie za dobrami  a na poszukiwaniu dobra, pokazała mi ze miłość jest najwazniejsza.... i że to własnie miłość jest dobrem  za którym powinniśmy gonić. A największym szczęsciem jest to, gdy osoba którą kocha sie bezgranicznie czuje to samo. Gdy godziny rozmów telefonicznych nie są stratą czasu a poznawaniem siebie nawzajem. Kazde słowo jest cenne, kazde zdanie jest ważne a każda ostrzejsza wymiana poglądów jest ciągłą nauką. Przez ten czas utwierdziłam się,że facet, którego wizerunek zasypia ze mną jest moim rycerzem na białym koniu, ze jest najlepszym przyjacielem i że bardzo tęsknię za tym aby wział mnie za rękę. 

A teraz z innej beczki.......... tez ważnej.

Kiedys juz pisałam o wychowaniu, o dzieciach, o relacjach. Ale temat wraca. Ja, moje dziecko otrzymałam z zaskoczenia, gdy juz byłam pewna że umrę bezdzietnie i że ktos obcy bedzie musiał mnie pochować a zdobyty majatek przejdzie na gminę  ha ha ha ... gdy urodziła się, napisałam do niej list ... jak bardzo ja kocham, że jest największym darem jaki mogłam dostać i jakie mam nadzieje i że nieba uchylę i gwiazdkę z nieba dam i że nie pozwolę aby coś złego staneło na jej drodze. I staram się wywiązywać z obietnic  ale coraz częściej widzę że uchylanie nieba, że obdarowywanie gwiazdami nie robi wrażenia, ze odpychanie złego nie jest dobre i że stało sie to moim obowiązkiem wobec niej a nie przywilejem którym powinna byc obdarzona. Były próby że coś za coś,,,,będziesz przez miesic sprzątac swój pokoj to dostaniesz coś... po tygodniu dziecko uznawało ze gra nie warta świeczki i że już nagrody nie chce i woli życ w syfie. Gdy syf wylewa sie na resztę mieszkania wtedy interweniuję ale tylko w zakresie który się wylał. Jakis czas temu dotarło do mnie ze obiecane gwiazdki z nieba sa craz bardziej trudne do zdobycia przeze mnie i czasami  sa poza moim zasięgiem a odsuwanie zła wcale nie jest takie dobre. Złota klatka wcale nie jest idealnym wyjściem. Wyjście sod klosza spowoduje tragedie pzez brak wyrobionych odruchów obronnych i wywoła ciagłe poszukiwanie matczynej spódnicy, bo jest lekiem na kazde zło a nie szukanie samodzielnych rozwiązań.  Mam być wsparciem, opoką a nie sposobem. Ma przyjść do mnie po radę a nie po środki.  A gdy chcę porozpieszczać to na moich warunkach i tylko wtedy gdy ja tego chcę.  Rodzic musi kochać mądrą miłością bo dziecko mamy tylko króki czas ... potem to juz dorosła jednostka.  Kocham moje dziecko bezgranicznie ale  niebezkrytycznie. Według niej czasami jestem wredna i nękam ją ale gdy wieczorem przychodzi się przytulić i wtula  się we mnie i gdy mówi ze kocha wiem że warto " ryja wydrzeć". Wiem, że rozczaruje mnie jeszcze nie raz ale cóż to są rozczarowania. To są niespełnione nadzieje, moje ambicje  które opisałam w pierwszym liście do niej. Ale mimo to .... będę ją kochac nad zycie. I tak samo jest z kazdym innym dzieckiem  z kazdym innym rodzicem....dzieci rozczarowują, swoim zachowaniem, czynami.... bo przeciez daliśmy im wszystko, odmawialiśmy sobie by miało ale to nie jest ich wina ... to jest wina nasza bo mamy oczekiwania. A Ty dzis.... powinieneś powiedzieć synowi... prosto w oczy , że spodziewałeś się czegoś więcej  niz dał od siebie, musi o tym wiedzieć, on musi wiedziec że było Ci przykro. Bo to jedyna osoba która jest Ci tak bliska i to, że pomagasz mu to nie jest Twoj obowiazek a tylko i wyłącżnie jego przywilej.  I moze czasem lepiej nie miec oczekiwań, czasem warto poparzeć na wszystko ich oczami, z ich perspektywy moze uda sie ich zrozumieć.

KC

113 wpis
29 marca 2020, 21:18

Czy świat sie zatrzymał?

Jestem przerażona, spanikowana.... poprostu, po ludzku sie boję.  Boję się o rodzinę, przyjaciół , moją miłość, rodzinę mojej miłości... boję się o nasz cały świat. Opanowało nas szalenstwo, spowszedniało ludziom, cyfry juz nie robią wrażenia. Ilu zmarło ... ilu zakażonych.... Włochy... Chiny... Hiszpania.... Stany. Liczby... zgony... jakby to był jakiś wyścig, kto uszyje więcej masek , kto załatwi plastik na przyłbice.... powariowaliśmy.... kobiety szyją maski do szpitali... bo coś muszą robić, chcą być potrzebne ale niestety ich trud pojdzie na marne, nikt w szpitalu ich nie może założyć.... my je możemy na ulicy nosić, w sklepie. Ale nie robić nic i tylko czekać. Dewagacje czy to bron biologiczna, czy to przez przypadek wirus uciekł, czy na próbę..... wymsknął sie niepostrzezenie, uciekł, wybrał wolność zniewalając całą populację ludzką. On jest wolny  a my uwięzieni we własnych domach, szpitalach. Zaczynamy byc ginącym gatunkiem. Od kilku dni zmieniłam myslenie o epidemii, pierwsze nowe myśli wstrzasnęły mna tak bardzo ze, nie mogłam powstrzymać łez,  myśli kłębiące nie dawały mi spokoju... dziś dopiero zrozumiałam ten fenomen. Gdy wczoraj podziwiałam budzącą się do życia przyrodę, gęsi szukające miejsca na gniazda, tanczace perkozy, krzyczące mewy, wzmorzony ruch w żeremiach i ja wśród tego wszystkiego. Można się w tym zatracić.  I pojawiło się podsumowanie które mnie uspokoiło. Uspokoiło moje rozszalałe myśli , zrozpaczone sytuacją.  Jakie to proste. Czym jest świat?  Czy tym co stworzył człowiek dla swojej wygody czy tym co pierwotne, tym co wczoraj pokazało mi całe swoje piękno. My, ludzie i to co stworzyliśmy przez tysiące lat, stworzyliśmy tecnologię, wymyśliliśy koło, elektryczność, latamy w kosmos, potrafimy przeszczepić serce, potrafimy stworzyć dziecko  w probówce, nie mówiąc o zmianie kierunków rzek  czy o zbudowaniu wieżowca którego czubek ginie w chmurach -   niestety nie jestesmy światem - jesteśmy tylko jego małą częścią. Ale jakże to... przeciez jestesmy najwazniejsi, najmądrzejsi.... my jesteśmy panami świata i świat to my.  Stworzyliśmy Czerwona księgę  tylko kto nas na nia wpisze. Jestesmy ginącym gatunkiem... nasz swiat stanał.... nasz.... ale świat, ten prawdziwy żyje dalej, mając w nosie ... o ile świat ma nos.... co się z nami stanie.... a napewno świat bez nas odetchnie. Jeśli nie nauczymy sie pokory, nie nauczymy się wspołistnieć ze światem  to prędzej czy później on z nami zrobi porządek... .

Gdy dwa tygodnie  temu zegnałam sie z moją miłością, płakałam całą drogę powrotną, czułam sie jak kobieta żegnająca swojego mężczyzne idącego na wojnę, wieszająca mu ryngraf na piersi wraz z ostatnim pocałunkiem. Wojna jest straszna, ta wojna... mam nadzieję, że obejdzie się bez ofiar z mojego otoczenia, moich bliskich, kochanych, przyjaciół. Tesknię bardzo. Kochany, nie chcę obarczać Cie moją tęsknotą , bo masz swoj świat na głowie postawiony.  Przyjdzie czas, że popłyniemy szukać czapli, szukać siebie i gonić za miłością. Kiedys ją dogonimy i to bedzie czas, nasz czas. 

 

niestety nie moge pisać i skróciłam bo kargul tu lata i baterie układai zerka mi zza ramienia co ja tu klikam. 

KC

112 wpis
02 marca 2020, 22:04

Jeszcze nigdy nie spotkało mnie coś tak wspaniałego. Płatki róż i miłość. Może sa kobiety które mają to często, nawet znam jedną ale przez całe moje dorosłe zycie tylko On jeden jedyny..... zastosował róże w sposób mniej konwencjonalny. Ale jaki miły. Ale najśmieszniejsze jest to, że płatki były wszedzie ... na mojej drodze do mojej miłości, na łózku, w łazience a ja ich nie zauwazyłam. Tak już mam .... gdy jest blisko, tylko On jest najwazniejszy i obawiam się że gdyby na łożku lezał Clooney gotowy do działania ( czytaj nago) umknęła by mi jego obecność. No chyba że skakałby na łózku machając rekami i do tego śpiewając dont cry for me Argentina. Napewno wtedy zauwazyłabym go ale stwierdziłabym że jakis wariat napitala na łózku jak na trampolinie. Tak mnie ten mój mężczyzna zaczarował... oczarował i rozkochał. Nie wyobrazam sobie już dnia bez niego, bez jego głosu, wyznań i rozmów. Oj taka rozkochana jestem a najwazniejsze, ze mogę liczyc na wsparcie moich pomysłów. Czym mnie ostatnio bardzo zaskoczył, ze stoi za mną murem. Bardzo mi ta swiadomość jest potrzebna.... Jego akceptacja, szacunek daje mi siłę. Bo niby jestem taka silna, twarda baba ale to czasem tylko pozory, które dobrze ukrywam. I wiele rzeczy robię aby sobie udowodnić że jestem czegos warta. I On i płatki róż dają mi świadomość że zalezy Jemu na mnie.
I odliczam dni , gdy biała czapla bedzie cieszyć nasze oczy, ze już niedługo perkozy zaczną tańce a sok z brzozy będzie płynął szerokim strumieniem. Gdy bedę Go widzieć i rano i w południe i wieczorem.... gdy będzie na wyciągnięcie reki. Cieszę się bardzo na ten czas, na wspólne kawy , na pogaduszki , na jego gniewne spojrzenie oznaczające teraz nie mogę, choć wiem, ze bedzie mi wtedy brakować naszych wypadów, gdzie jesteśmy tylko My i nie obawiamy się kroków czy pukania do drzwi.