91 wpis
22 marca 2019, 08:27
trudy wychowania nastolatki...
Moja córka nastolatka.... myslałam ze będzie miło, przyjacielsko ... i miękko ale dziecko okazało się być zaciętym, niepokornym duchem. Dojrzewanie to taki dziwny okres w zyciu kazdego człowieka, kazdy nastolatek to musiał przejść a kazdy rodzic znosić z pokorą. Tylko że gdy ja dorastałam ... nie było tylu bodźców zewnetrznych... były kolezanki i podwórko...teraz sa koleżanki, internet, telefon i galeria. A że ja niepokorna matka jestem to poszybowały wczoraj talerze z obiadem a siła rażenia ziemniaków ze sosem była porównywalna do bomby w Hiroszimie. A szok po rzucie talerzem z serwisu slubnego był podobny do szoku Japonczyków. Moje dziecko było pewne że moje przywiązanie do skorup bedzie silniejsze niż jej wychowanie. Pomyłka jej oceny była fatalna dla niej w skutkach. Wychodze z założenia , że jesli rozmowa nie przynosi efektów to trzeba przejść do czynów i zastosować srodki terroru w postaci obiadu na wszystkich częsciach pokoju i jego elemantach i zabraniu telefonu .... co było najgorszą karą jaka mogła sie przydazyc mojej córce. Trudno... jesli wojna to ofiary. Ale z drugiej strony , choć zabrzmi to niewychowawczo... podobało mi sie jej nieugiecie i patrzenie mi prosto w oczy podczas buntu. Ma bestia charakter i kurde dobrze, nie jest pokornym cielęciem. Ale czuję coś po kościach ze wojna z jej hormonami będzie długa i uciążliwa.... musze wymysleć jakies zajęcia dodatkowe aby spaliła złą energię. Ale chyba nie mam złego dziecka a dojrzewanie jeszcze nie weszlo w pełna fazę bo po wszystkim przyszła do mnie do sypialni i przytulona do mnie leżała nic nie mówiąc.... może to ostatnie takie chwile razem i cieszę się ze jeszcze są, że jeszcze chce sie przytulić do mamusi. Kurcze.... nie pomyslałam... moze to przytulenie było szkutkiem szoku po moim rzucaniu... zespół szoku pourazowego... bojowego.... niestety ... nie wazne czemu się przytula, wazne że to robi jeszcze... i wiem ze jz nie przyjdzie do mnie z wyciagniętymi łapkami ... mama buzi... czas leci... niedługo buzi bedzie dawał ktoś inny.... i kurde wspołczuję jemu lub jej :))). Kocham moje dziecko nad zycie, jest to miłosć ... czasem szorstka... czasem aksamitna... ważne że moje dzieło ma charakterek i zawsze bedę z niej dumna choć wkurw...a :)) i wiem, ze nie bedzie miała w zyciu lekko bo pokorne ciele dwie matki ssie... Ja tylko wznoszę modły aby za wcześnie babcią nie być. I tym optymistycznym akcentem koncze wywód o wychowaniu nastolatki, choc wiem, ze to tylko wierzchołek góry lodowej a ja jestem tym Titaniciem bo i masą zaczynam go przypominać... nnastepny kilogram na plusie. Zajadłam wczoraj stres czekoladą gorzką z orzechami.... kawałkiem, podwójnym kawałkiem ... ale byłam usprawiedliwiona.
Jutro jadę na USG tarczycy.... mi tez hormony szaleją.
Kochanie... dobrze , ze jestes .... opowieść o robiących kupę hipopotamach i trelince na scenie oderwała mnie choć na chwilę od rzeczywistości i przepona bolała od smiechu. Kocham Cię Wariacie moj.
Dodaj komentarz