103 wpis
24 października 2019, 11:58
Taki pracowity czas nastał, po lecie... po gonitwie, po urlopie który wyskoczył z nienacka a byl świetnym czasem. Czas wszystko przewieżć do sprzątniętego domu, rozpakować, znależć miejsce na nowości które przez 7 miesięcy niebytu pojawiły się. Taki czas rozłąki z moim miejscem, z czasem nastawienia się na zimowanie. Wczoraj, usiadłwszy na pomoście dopadla mnie myśl, która często wraca.... a może stąd nie wyjezdzać, może zostać bo oprócz technicznych przeszkód nie ma żadnych. Docieplenie, ogrzewanie i woda... tylko tyle brakuje. Czas zastanowić się nad tym przez zimę. Nad tym myśleniem utwierdziły mnie trzy białe czaple które z krzykiem wbiły się na moje niebo nad głową, położyłam się na pomoście i obserwowałam je. Nastał moment błogostanu.... ciepło jak latem, wkoło złote drzewa, niteczki babiego lata osnuwały mnie i tylko czaple i ja, jakby dawały mi energię i byłam zła na nie bo żadna z tych ptaszyn nie przyleciała przez całe lato do mnie choć całe brzegi jeziora były ich pełne. Małpy jedne... a tak na ta jedną czekałam. I przyszła mi myśl zakręcona.... przecież biała czapla kojarzy mi się z Nim a miałam Go i wiosną i latem i jesienią więc po co miała przylatywać. Teraz siedze i podsumowuję lato, ne finansowo broń Panie Boże, ale tak wewnętrznie duchowo wręcz. Ktoś latem powiedział mojemu ojcu, że zmieniłam się bardzo, że jestem inna. A ja poprostu wyluzowałam, wczesniej pustkę w życiu zapełniała mi moja córka i praca, bo nic więcej nie było, byłam na kazde zawołanie i uważałam , ze cały świat się zawali gdy odpuszczę... a tu stał się cud, odpuściłam i świat istnieje i co najciekawsze kula się dalej całkiem nieźle, impreza którą organizowałam będzie trwała dalej nawet wtedy gdy wyskoczę na chwilę zapomnienia w odludne miejsce, nikt nic nie stracił gdy ja jestem szczesliwa a nawet zyskał, bo częściej się uśmiecham. Miałam pozamykane wszystkie czakry do czasu gdy pojawił się ON i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdzki wszystko się pootwierało... no tak ... stwierdzenie miłość uskrzydla ... jest jednak prawdziwe. Nawet taka miłość jak nasza. I chyba taka powinna być, specyficzna, tajemnicza i w ukryciu. Przecież każdy człowiek przezywał jakąś miłość... która najczęściej kończyła się małżenstwem i po krótkim czasie oczekiwania zmieniały się w rzeczywistość a ta nowo powstała rzeczywistość wcale nie była taka jaką sobie wymarzyliśmy lub czy nawet taka jaką chcieliśmy mieć. Czasem niezgranie charakterów, czasem niedopasowanie w sferze intymnej, czasem inne cele, czasem monotonia i nuda, czasem brak tematów do rozmowy a czasem wszystko naraz. MOże dlatego tak teraz jest fajnie, podniecająco, zaskakująco, nie mamy wspólnego życia, każdy ma swoje, które zostawia za drzwiami pokoju hotelowego. Oczywiscie że chciałabym sie budzic co rano koło niego, oczywiście że chciałabym robić wspólne zakupy, oczywiście że chciałabym z nim wyciskać pigwę, oczywiście że chciałabym połazic z nim po górach ale czy to nie byłby za duży koszt , zniknęłaby tajemnica, dreszczyk, podniecenie i nie byłoby tesknoty i nie byłoby nerwowego patrzenia w telefon... czy jest wiadomosc, czy myśli. A może się mylę.... a może nie. No w każdym razie ... ja tak mam.A tymczasem szykuję się na weekend... wyjazdowy ... z noclegami i pobudkami, nie chcę myśleć jak będzie i co będzie -niech się samo dzieje. Jestem podniecona i szczęśliwa.
Teraz kilka słow wyjaśnienia czemu nie pisałam tak długo...... ile można pisac ze się tęskni, przeciez to dla osoby czytającej nuda a poza tym mam z kim rozmawiać i dzielić się wszystkim a latem szkoda siedzieć przy kompie jak można w tym czasie pić poranną kawę z ukochanym . Ale teraz zima przyjdzie to będzie czas na pisanie. Buziak
KC .
Dodaj komentarz